czwartek, 25 listopada 2010

środa, 24 listopada 2010

I znów...

Chyba nie pójdę szybko spać.

Mój blog, więc mogę tutaj wrzucać "co mi w duszy gra", a gra mi wyjazd na Wielką Raczę. Moi przyjaciele. Poplątane to wszystko.






Retrospekcja

Nie mam czasu na robienie przyjemnych, domowych rzeczy. A jak już chwilę znajdę, to oglądam zdjęcia (jeden z komputerów przez PÓŁ ROKU był nieczynny i teraz napawam się na nowo zdjęciami).

Dziś pogoda była niezbyt łaskawa - trochę słońca, deszcz, mróz.... brrr
Zupełnie jak kiedyś, gdy byliśmy oglądać Hutę Sędzimir :)

Mmmm.... Wycieczka "na" Hutę wiązała się również z powrotem do dzieciństwa.
Był bar mleczny, mleko z tubki, czerwona oranżada, kwaśne cuksy :)








Fot. Agnieszka Krupnik

Piękne czasy, piękne wspomnienia. Teraz już i starsi, i inni.

Życzę i Wam takich miłych powrotów. Dobranoc

piątek, 19 listopada 2010

Ha! Apteczka zrobiona z...

Jeszcze ostatni WYCZYN.
Pomysł mojego męża :)



PS Dziś nasz kolega na stwierdzenie z mojej strony, że mężczyźni zdecydowanie lepiej gotują powiedział, że owszem, ale mężczyźni powinni tylko mieć genialne pomysły kulinarne i instruować kobiety w kwestiach ich wykonania ;) Tak mi się z tym pomysłem męża skojarzyło, bo wykonanie jest... moje

Apteczka jest pojemna, zamykana (co ważne!) i do powieszenia :) na razie stoi na singerce



Na koniec przepis... weź białą farbę, czerwony lakier do paznokci, taśmę malarską, wałek do malowania i.... skrzynkę na licznik elektryczny (nam została z remontu).

Na pewno można kupić w podobnej cenie piękną apteczkę, ale nam skrzynka została, więc jest apteczka :) Patrzę sobie na nią i na żywo wygląda o niebo lepiej :)))

O szyciu, które jest piękne

Zafascynowana lekcją szycia kapci peep toe, którą znajdziecie tutaj, zechciałam takowe również mieć dla siebie (dodałam również nieforemne serduszko). O szyciu wiem niewiele, ale mam przecudnej urody maszynę, więc postanowiłam spróbować swoich sił, oto wynik:







Może nie jest to szczyt ludzkiego pojęcia, ale spisują się świetnie i są moim pierwszym dziełem :)

Polecam filmik, naprawdę krok po kroku wszystko jest omówione.

Moja przecudnej urody maszyna Zig Zag Husqvarna z... 1953 roku :) z oryginalną szwedzka instrukcją :) Kupiona na targu staroci tzn. otrzymana w prezencie od rodziców. Jeśli patrzeć na to, że ja nie umiem jeszcze szyć, to maszyna na pewno umie :), zresztą popatrzcie. Stylem przypomina samochody z tamtych czasów, kolor metalik, chromy i ta linia... :)



A dziś byłam na zakupach, na poprawę nastroju i pokonanie przeziębienia, zobaczcie, jakie cuda udało mi się znaleźć:


Dobranoc!

poniedziałek, 15 listopada 2010

Dwa zastosowania

Poranna zielona herbata oraz praca z długopisem i myszką w ręku.

Zobaczyłam taki obrazek: dwa kubki, każdy w innym zastosowaniu - zielony jest pamiątką (przywieziony z jakiegoś targu staroci na południu Francji), biały - okaz, na który polowaliśmy i mamy teraz kolekcję (leciutki, przepuszcza słońce...).

Miłego KOŃCA pracy :)

niedziela, 14 listopada 2010

Poranne słońce

Tak to jest, gdy wraca się z imprezy o 8 rano...
Dziś przywitały nas: nowo urządzona sypialnia (z gabinetem) --> cudownie spojrzeć na to "świeżym" okiem i słońce, gdzieniegdzie opierające się o nasze sprzęty.

Wierzę, że niedziela jest taaaaaka słoneczna we wszystkich zakątkach świata.
Słonecznego i miłego dnia!

PS zdjęcia zrobiłam o 8, potem... poszliśmy spać :) Teraz (po przebudzeniu) zamieszczam z ciepłym pozdrowieniem dla wszystkich zaglądających.




czwartek, 11 listopada 2010

Ogień

Listopad jak się patrzy, a u nas takie "gorące" obrazki dzisiaj. Porządki wpłynęły na decyzję, żeby spalić listy (nie moje) i jakos tak żal mi się zrobiło, słowo pisane to jednak słowo pisane, ale decyzja nie była moja. W listach tych tkwiła tajemnica, a teraz już są popiołem. Na osłodę tego marudzenia kot, a w tle... kto ciekawy, ten wypatrzy :)






środa, 10 listopada 2010

Jadalnio-kuchnia

W końcu udało mi się poświęcić chwilę na obfotografowanie jadalnio-kuchni (bardziej jadalni). Wszystko jeszcze jest "surowe" i zastanawiamy się, gdzie powiesić nasze skarby - obrazki, pudełka, półki) na razie jest pusto, ale będzie się zmieniać :)

Kredens jeszcze nie w pełnej krasie.. ciągle mu brakuje biżuterii tj. gałek, ale już prezentuje się godnie :)













czwartek, 4 listopada 2010

Szersze spojrzenie - łazienka

Nasza łazienka... też macie tak, że biorąc poranny prysznic patrzycie na śliczną, mieniącą się lampę? Ja co rano nie mogę wyjść spod prysznica, oglądam ściany, gzymsy i myślę, że tak właśnie miała wyglądać nasza wymarzona łazienka (ta wymarzona na teraz :) Stworzona przez nas własnymi rękami, niewielkim nakładem finansowym, ale wielkim sercem i pomysłami. Moje kolejne ulubione pomieszczenie w domu - łazienka.









poniedziałek, 1 listopada 2010

Norwesko cz. 3



O spaniu, jak dla mnie, nie było od razu mowy. Bałam się, że ktoś wejdzie, że przyjdzie dyrektor akademika i nas wyrzuci, że nas ktoś okradnie i że krzyki zza ściany nigdy nie ucichną. Błąd. Cinek wszystkich uspokajał, część wysłał do swoich pokojów spać, a panią portierkę, która pojawiła się po konkursie zdzierania gardła, w przepięknym stylu odesłał na dół do obowiązków służbowych i szydełkowania. Nawet jeden kolega, szukając jakiegoś abstrakcyjnego przedmiotu w pokoju, w którym spaliśmy, uderzając głową o kant łóżka(!), zdążył przeprosić, że przeszkadza. Część nocy przeleżeliśmy, część przespaliśmy, a rano obudził nas gospodarz na wielkim kacu, pytając, czy ma nam zrobić kawę. Rozczulające. Wymieniliśmy się telefonami (tzn. ja, Ewa z Cinkiem, od chłopaków o dziwo nie chciał...) i ruszyliśmy zdobywać świat, jak mówi Daniel.
Gdynia o 6 rano nie należy do najbardziej budzących zachwyt miast, ale ma swój urok i tchnie duchem miasta budzącego się z długiego komunistycznego sny. Jadąc jej ulicami, zastanawiałam się, co tak naprawdę urzeka mnie w tym portowym, brudnym mieście. raz, dwa, trzy i wiedziałam. Gdynia rankiem 1-go lipca wyglądała zupełnie jak Tychy, jak dom.
Dobry znak. Cudownych znaków było przecież więcej, jeszcze przed wyjazdem. Przypomniałam sobie ostatni wieczór w Tychach. Spakowane walizki, zakupy zakończone i nagle oboje z Danielem chcieliśmy wyjść na spacer. Takie małe pożegnanie. Dziwnym zbiegiem okoliczności zawędrowaliśmy pod hotel. Wracając, nadepnęłam na obrazek ze św. Krzysztofem i drugi z papieżem. Nie trzeba było mi więcej - cud! Taki odpustowy cud, w sam raz na podróż. I to nic, że na pasach spotkaliśmy sprawcę tego cudu - całego szczęśliwego, alkoholowo, rozdającego naokoło komu popadnie obrazki o cudownej mocy... Wyrzuciliśmy z głów jego obraz i odtąd mogliśmy wszystkim wystraszonym naszą podróżą opowiedzieć o opiece jaką nad nami sprawują święci... lub pan spod hotelu, ale ciiii...
Ale dość tych wspomnień. 6 rano, Gdynia, dworzec główny. Szukamy z Danielem kantoru i nasze miny rzedną, gdy okazuje się, że kurs korony jest niższy niż przypuszczaliśmy. Nie ma wyboru, za godzinę odprawa, wracamy do auta przez niezwykle ruchliwą, jak na tę porę dnia, ulicę. Szukamy drogi do terminalu samochodów osobowych w gdyńskim porcie i aż śpiewać się chce "gdy nad gdyńskim potem zaświeci nam słońce po długim, zimowym śnie. Rozkwitną znów białe żagle u rej, wietrze wiej im o hej!", ale zamiast żagli za drogowskazy służą nam żelazne żurawie, potężne i pełne majestatu.
Jest oto i nasz terminal, ale jesteśmy za wcześnie. Z akademika wyruszyliśmy bez śniadania i co jemy? Chleb tostowy z pasztetem - moje i Michała wczorajsze zdobycze. Nagle okazuje się, że Daniela nie ma. Jak to kot, odszedł i nic nikomu nie powiedział. Wkurzyłam się, nie ukrywam. Ładny początek. Powinniśmy się trzymać razem, bo przecież wszyscy mamy tylko dobrą minę do złej gry, ale nikt nie ma pojęcia co nas czeka, a jego nie ma. Widzę go, przechodzi przez ulice i idzie w stronę stacji benzynowej. Pewnie kupi papierosy, a chciał rzucać... Tylko na niego nie naskocz głupia - myślę, ale po jego powrocie co robię? Oczywiście robię mu wymówki, eh.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...