Chodzi mi o polskie słowo "baby", a nie angielską wersję ;)
Tak mówimy na dwie postacie pojawiające się na rycinach z końca XIX wieku.
Kiedyś wisiały u pradziadka męża, później przeleżały w garderobie rodziców sporo czasu, aż nadjadły je myszy - przyszedł na nie czas i zawisły w naszej sypialni. Nie wiedziałam, czy lepsza będzie biała czy czarna ściana - w końcu padło na tę pierwszą. Mnie się podoba.
PS Lecę szykować się na trzy dni w Krakowie - trzy dni pełne spotkań z przyjaciółmi - jak się cieszę!
świetne są - baby górą :)
OdpowiedzUsuńNooo, fajne te baby :) i do tego do twarzy im z białą ścianą ;)
OdpowiedzUsuńale ci zazdroszczę tego Krakowa!!!
no mąż ma 3 baby w sypialni, ale szczęściarz :)
OdpowiedzUsuńpozdrów smoka w Krakowie :)
buziaki
Kasia
miło, że wpadasz. może się natkniemy gdzieś w moim wietrznym mieście.
OdpowiedzUsuńNosz czworokąt w sypialni? osz ty
OdpowiedzUsuńBaby są piękne:) w sypialni ich miejsce jest właściwe, moim zdaniem:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń