Słowem wstępu - szczęśliwi czasu nie liczą. Okazało się, że przesunęłam naszą wyprawę o jeden dzień. Zaczęliśmy trasę 12 lipca, a nie 11 jak podałam, więc dziś już zgodnie z obowiązującym (przynajmniej większość z nas) kalendarzem.
14 lipca
Przebudziłam się o 5 rano. Nie padało - hurrra! Chciałam z tej radości obudzić Daniela, ale padnięty po wczorajszej trasie spał jak dziecko, szkoda było budzić. Korzystając z bezdeszczowej pogody - poszłam spacerkiem do toalety. Gdy wracałam i zobaczyłam namiot, motor, nasze rzeczy pod daszkiem domku suche, nabrałam takiej ochoty na dalszą drogę, że naprawdę ciężko musiałam się karcić pod nosem, żeby nie potrząsnąć Danielem, aby wstawał. Udało się i zasnęłam jeszcze na jakiś czas. O 6.30. zadzwoniły budziki. Wtedy niestety zaczęło kropić. Phi, takie tam kropienie. Zanim złożyliśmy namiot, po tym straszaku niebiańskich ogrodników nie było już śladu. W dobrych nastrojach, po ciepłej kawie i herbacie, udaliśmy się do recepcji. Nie było już "naszego" Duńczyka. Za ladą stała niemiła właścicielka. Chwila rozmowy, zapłata nieziemsko droga jak za nocleg dwóch osób i motora i stał się cud. Oto owa niewiasta uśmiechnęła się! Nawet później, gdy prowadziła nas do kotłowni po rzeczy, opowiadała to i owo, że sprawdzała prognozę, że powinniśmy jak najszybciej jechać, to uciekniemy przed deszczem itp. itd. Zabraliśmy suchutkie i ciepłe od powietrza z kotłowni rzeczy, dopakowaliśmy się i w drogę. Niedaleką, bo do pobliskiego miasteczka po pieniądze - duńskie, na powrót, bo tutaj zapłaciliśmy w euro i może przelicznik był tak paskudnie okropny, że szczęki nam opadły przy płaceniu.
Miasteczko urocze, nawet pochodziliśmy trochę, wszak nigdzie się nie śpieszyliśmy. Co najważniejsze, pogoda dopisywała. Gdy przechodziliśmy obok policjanta, ten przestał jeść kanapkę i popatrzył na Daniela takim na poły przestraszonym wzrokiem. Wiem, wiem, że groźnie wygląda, zawsze mu to mówię, ale żeby policjanta straszyć. Wszystko stało się jasne, gdy wzrok policjanta spoczął na Daniela spodniach, no dopowiem, żeby nie było niejasności - na nogawkach. CO było na tyle ciekawe, żeby tam spojrzeć? Trzy odblaskowe pasy. Spodnie Daniela były dokładnie takie same jak duńskiego pożeracza kanapki - policjanta. Co się dziwisz, mówię mężowi - spodnie przeciwdeszczowe są z lumpeksu, a oni tam mają skandynawską modę służb umundurowanych. Te spodnie, w połączeniu z iście skandynawską urodą (blondyn - jak to mówię - aryjski) sprawiały, że od tej pory wszędzie mówiono do nas w narodowych językach - duńskim, szwedzkim, norweskim, za to u nas pan na parkingu wziął nas za obcokrajowców, no ładne rzeczy. Moja uroda jak się później okazało też była skandynawska - z wcześniejszych doświadczeń wiedziałam, że niewiele np.Norweżek jest blond boginiami, ale żeby mieć taki rudo-ciemno blond włos? Zdecydowanie tak.
Zostało nam jakieś 300 km do Hirsthals. Niewiele pamiętam z trasy. Było zimo, mokro, szaro, nieprzyjemnie. Nie wiem ile razy padało, ile razy schliśmy, jadąc. Widoków z trasy nie było żadnych, parę krów, parę wiatraków, wszystko maksymalnie z 500 metrów od drogi, dalej mgła. Żałuję do dziś, bo wiele sobie po tej Danii obiecywałam - mieliśmy tego dnia poświęcić parę godzin na byczenie się na plazy... w strojach kąpielowych. temperatura jednak sięgała - łoho! - 15 stopni. Jak się później okazało, nie warto było cokolwiek planować, wszystko było ostatecznie inaczej. opisy z przewodnika, czytane przed wyjazdem pozostały w głowie, resztkami humoru, ktory nie zmył się ze mnei raze z deszczem, starałam wyobrażać sobie te latarnie morskie, piekne pokryte wrzosem wyspy i piaszczyste plaże. Niestety mózgu oszukać się nie dało. Dodatkowo wyparł tę część podróży i pamiętam tylko to, co było rzeczywiście dobre tego dnia, czyli to, że gdy w końcu dojechaliśmy do Hirsthals, nie padało! Dodatkowo do promu mieliśmy całe uwaga, uwaga - 7 lub 8 godzin.
Na zwiedzanie nie mieliśmy siły, zaraz też na się tego odechciało. Oto przed nami stało ono - to Morze Północne. Sine i potężne, z pustą plażą. Wjechaliśmy na plażę, stwierdziliśmy, że skoro Niemiec camperem może, to my motorem tym bardziej. Zaparkowaliśmy i jako małe dzieci pognaliśmy do wody. Nie mogliśmy uwierzyć, że jest tak piękne. Zaraz jednak przywołano nas do porządku, a właściwie to żołądki nas przywołały słowem - jeeeeeść!
Wracamy do motoru, a wtedy z campera wyłania się owy Niemiec. Matko! Chwytam Daniela za rękę, toć on wygląda jak Hugh Laurie, dr. House. Równie przystojny, równie nonszalancki, pozdrowił nas i poszedł znowu spać.
na stołówkę wybraliśmy wydmę, wiało trochę mniej. Okazało się, że w naszym zaczarowanym kanistrze zabrakło wody pitnej i Daniel jako przewodnik stada udał się na poszukiwanie jakiegoś źródła. Ja, jako wierna i spolegliwa kobieta, siadłam i czekałam. Zanim Daniel wrócił, przygotowałam kuchenkę, jedzenie, kubki i wszystkie inne potrzebne do pałaszownia rzeczy. Potem ugotowaliśmy wodę na napoje oraz ryż. Wszystko gotowe, pierwsza łyżka do ust i........ o matko! Zaczęło padać!!! Zapomnieliśmy to, o czym mówiła kobieta na campingu - deszcz was będzie goniła. Jeszcze nigdy tak szybko nie zjedliśmy posiłku, łykaliśmy tylko, bo ciepłe, bez gryzienia, nawet nie pamiętam smaku. Szybkie pakowanie i co dalej?
CDN.
najwazniejsze,ze się nie poddaliście:)
OdpowiedzUsuńtrzymasz w napięciu :)
OdpowiedzUsuńz wielkim zainteresowaniem czekam na ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńWiesz, na mnie też ogromne wrażenie zrobiło morze północne, ono jest jakieś dziwnie majestatyczno/zimne...Te niebiesko/szare muszelki i ogrom wody wkoło. Wietrzna, zimna i deszczowa pogoda... Spędziłam tam pierwsze tygodnie ciąży!!!..Głupie 17 lat temu:P:D:D:D Jest moc, jest moc...Trzymam kciuki za to by wreszcie zaświeciło Wam słoneczko!!
OdpowiedzUsuńta deszczowa passa chyba się od was odwróci, co?
OdpowiedzUsuńech pokartkowałabym już dalej :)
pozdro
Koleżanki, wasze komentarze sprawiają, że sama mam ochotę dalej pisać. Jutro coś będzie :) właśnie siadam nad kolejnym docinkiem, ostrzegałam, że to będzie druga "Moda na sukces"? ;) żart :P:P:P
OdpowiedzUsuńoj trzymasz w napięciu
OdpowiedzUsuńale tego deszczu Wam nie zazdroszczę :)
szybko pisz co dalej,może być druga MNS :)
buziaki
Deszcz niestety potrafi zepsuć zabawę ...
OdpowiedzUsuń