Wróciłam z Krakowa - widziałam śnieg! U nas, w Tychach, nadal ani widu, ani słychu...
Jakoś tak bez śniegu nie czułam ani trochę atmosfery świąt. Dopiero Wigilia w gronie przyjaciół,
wolny weekend z przyjemnościami typu obiad w restauracji, kawa przy rynku, włóczenie się po Plantach dały mi poczucie, że zbliża się Boże Narodzenie. A już jarmark świąteczny oglądany w cudownym towarzystwie natchnął mnie, aby wyciągnąć zakurzone ozdoby świąteczne. Nawet tabuny ludzi, fałszujące radioodbiorniki z kolędami, wylewająca się z niektórych straganów tandeta - nie przeszkadzały...
PS specjalnie nie zabrałam do Krakowa aparatu - albo robi się zdjęcia, albo bawi na 100 proc. Wybrałam to drugie! ;) Nie mam adekwatnego do posta zdjęcia, ale zrobiłam takie oto... koto!
Ale piękne stworzenie, ja atmosfery jeszcze nieczuję, choć plecy już od sprzątania bolą ;)
OdpowiedzUsuńTe oczęta są takie ujmujące-Gdzie moja szyneczka ?-wydają się pytać....
OdpowiedzUsuńprzytulam
fajne to kocisko :)
OdpowiedzUsuńOoo jestes moja sasiadka;) mieszkam tuz obok- Pszczyna;) niestety swieta chyba nie beda biale:(
OdpowiedzUsuńTychy? No to mam do Ciebie rzut beretem :)
OdpowiedzUsuńW takim razie jeszcze raz muszę powitać "sąsiadkę" :)
(wybudowaliśmy się w Gostyni)