środa, 3 sierpnia 2011

Dziennik pokładowy, 12 lipca cz. 1

12 lipca

Dzień zaczął się deszczowo. Kap, kap... kap, kap o namiot, aż się odechciało dalszej drogi. Obudziłam się nad ranem z wielką potrzebą skorzystania z toalety, ale - primo - droga daleka, secundo - damska toaleta czynna będzie dopiero od 7, tercio -  leeeeeeeeeeeje! Czasami potrafię wmówić sobie, że jest mi ciepło, gdy odmarzają mi dłonie, że jest mi chłodno, gdy topię się w słońcu, tak teraz mózg przyjął do wiadomości, że mój pęcherz nie zając i do 7 rano nie ucieknie, a może te przelotne (naiwność) opady do rana ustaną. O 7 niestety padało nadal i obuta i odziana odpowiednio do warunków pogodowych pognałam w dal.


W końcu zobaczyłam gdzie w ogóle nocowaliśmy. Pole namiotowe nad jeziorem, sami Niemcy i Holendrzy z dziećmi. Miło, cicho, wszyscy śpią. Nie dziwię się, gdyby nie wizja dzisiejszej trasy, też pewnie byśmy spali. Niestety nie ma co zwlekać, jeśli pogoda ma być teraz taka, tzn. zła, trzeba ruszać za jakąś chwilę. Do pierwszego celu, czyli Hirsthal w Danii, skąd odchodzi nasz prom do Norwegii, zostało ciągle ponad 600 km.

Gdy wracam, Daniel szarpie się z mokrym motorem. Okazało się, że spaliśmy kilkanaście metrów od zadaszenia, jednak w nocy go nie zauważyliśmy. Pod tym dachem przyszło nam też się stołować. Co jest najlepsze na śniadanie? Zupa, tak, tak. Coś ciepłego na start, bo później jedziemy do oporu, tzn. aż nie padniemy. Ale zanim zupa, trzeba ugotować wodę na herbatę i kawę. Ups! Kuchenka, cudo techniki amerykańskiej, nie działa. Oooo!!! Oooo!! Oooo! Policzyliśmy do dziesięciu i Daniel zabiera się za jej rozbieranie. A to nakrętka, a to sprężynka, a to coś - w kuchenkowej modzie w tym sezonie nosi się na cebulkę. Niestety tutaj ściągnie kolejnych warstw nie jest przyjemne, ponieważ na końcu nie ma miłej niespodzianki. Chyba dobrą godzinę walczymy oboje - małżonek siłą fizyczną, ja intelektualną, tłumacząc z amerykańskiego (bo do british english temu daleko) na nasze ulotkę pt. sposoby naprawy niedziałającej kuchenki. Okazało się, że czasami dysza się zatyka i trzeba sprytu, dużo silnej woli (żeby przeczytać ulotkę) oraz zestaw naprawczy, który przed wyjazdem pożyczył nam Michał. O, jak dziękowałam w myślach Michałowi.


Śniadanie, pakowanie, zwijanie mokrego namiotu - kto raz wykonywał te czynności na deszczu (wiata to iluzoryczne schronienie przy silnym wietrze) ten nigdy tego nie zapomni. Nagle deszcz ustaje. Idę do recepcji, aby zapłacić za nas i motor, ale nikogo nie ma. Jest już dobrze po 9, a tu nikogo. Podchodzimy do małżeństwa z dzieckiem, pakującego swój dobytek i prawie na migi (do you speak english? a little bit... jaaasne) pytam o recepcję. Mówią, że zaraz chcą wyjeźdżać i od 10 ktoś powinien być. Nasza opłata to zawrotne 11 euro (taniocha jak na Niemcy) i oboje zastanawiamy się, czy nie dać temu małżeństwu pieniędzy, aby zaplacili za nas, a samemu jechać dalej. Ostatecznie zostajemy - 20 minut nas nie zbawi. Gdy wybija 10, oboje z niecierpliwością patrzymy na bramę wjazdową. Przecież niemiecka punktualność znana jest na świecie. Nic, przez kolejne 20 minut to samo. Małżeństwo Niemców dzwoni na numer podany na drzwiach i dowiaduje się, że ktoś już jest w drodze. Kobieta pyta, czy my chcemy oddać klucze do prysznica czy tylko zapłacić za nocleg. Gdy mówimy, że to drugie ona uśmiecha się i mówi, nie przejmujcie się tym i jeźdzcie. Na co my - nie, nie, tak nie można i czekamy jak te ciołki. Ostatecznie oni zostawiają klucz na progu i odjeżdżają. A my... robimy to samo z wielkim poczuciem winy, gdy nikt nie zjawia się przez kolejne 20 minut. Aż tyle czasu niestety nie mamy.

CDN.

7 komentarzy:

  1. wszystko do tej pory mi się w Waszej eskapadzie podobało, jednak przy pierwszym deszczu ja bym wymiękła. Nienawidzę przemokniętych niedosuszonych rzeczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Deszcz w trasie- nic fajnego, aż mi się zrobiło zimno po tej opowieści, ale kawka smakuje z rana, więc jutro czekam na CD:)))
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj, dzisiaj :) się zawzięłam - jeden dzień w maksymalnie dwa dni, więc dziś musiałam skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze,ze złota rączka podróżuje razem z tobą!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Toz to jakas meka ,a nie wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uznajmy, że ograniczone poglądy anonima na temat tego, jak powinny wyglądać wakacje, nie powinny zawracać mi głowy, dobrze? Męką jest wymyślanie odpowiedzi na takie sformułowania.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...