niedziela, 28 sierpnia 2011

Dziennik pokładowy, 17 lipca, cz. 1

Nie mogłam spać. Około 5 lub 6 rano obudziłam się i od razu wyskoczyłam ze śpiwora, aby zobaczyć, czy już ktoś się zainteresował naszym namiotem - wszak byliśmy rozbici zaraz koło parkingu dla TIR-ów. Nikt nie zwracał na nas uwagi. W budce urzędnika kontroli drogowej, zupełnie jak przed położeniem się spać, świeciło się światło, przez okno widać było, że ktoś ogląda telewizję. Luz bluzzzz... Stwierdziłam, że jeszcze trochę mogę pospać i wróciłam do namiotu. Budzik zadzwonił niewiele później - postanowiliśmy zebrać się jak najwcześniej rano, żeby mieć cały dzień na zwiedzanie. Planu jako takiego nie było - w końcu podróżowaliśmy inną częścią Norwegii, niż wcześniej planowaliśmy. Nie zdołało nam to jednak zepsuć humoru - oto o godzinie 6 30 rano świeciło słońce. W namiocie było cholernie zimno (przydały się dobre śpiwory i czapki), poza namiotem nie było dużo lepiej, ponieważ rozbici byliśmy w miejscu, gdzie ciągle był cień. Wystarczyło jednak kilka kroków i oto temperatura wzrastała o kilkanaście (sic!) stopni. Ubraliśmy się w najcieplejsze rzeczy - w cieniu mogło być jakieś 5 stopni i zaczęliśmy się pakować. O jaka to była odmiana - pakowanie bez deszczu. Tropik od namiotu był wilgotny - nachuchaliśmy ciepłego powietrza i się skropliło, do wysuszenia go wykorzystaliśmy płytę parkingu.




Gdy przenieśliśmy wszystkie rzeczy na słońce, część z nich zaparowała. Różnica temperatur była więc nie tylko odczuwalna, ale widoczna. Zapowiadał się piękny dzień. Nie pozostało nam nic innego, jak pomyć menażki z poprzedniego wieczoru - padło na mnie - i w drogę. Chcieliśmy znaleźć jakiś przytulny parking z ławeczkami (tu ich brakowało), aby jak ludzie zjeść śniadanie. Poszłam na zwiady, aby sprawdzić, gdzie jest wyjazd z parkingu na główną trasę i... okazało się, że jakieś 300 metrów dalej jest właśnie taki miły, czysty parking dla samochodów osobowych. Poskładaliśmy rzeczy i - po tej niezwykle długiej wycieczce - zjedliśmy śniadanie smyrani promieniami słonecznymi. Tego nam było trzeba! Oboje uśmiechaliśmy się od ucha do ucha - świat ze swoimi zawiłościami i problemami wcale nas nie przerażał. Było wcześnie - około 8, było słonecznie, nigdzie się nam nie śpieszyło, więc postanowiliśmy porządnie przepakować wszystkie rzeczy, susząc to, co jeszcze było mokre po poprzednich dniach.



Gdy rozpakowaliśmy kufry, zwróciłam uwagę na namiot, rozbity po prostu na trawniku parkingu - co zastrzegam, jest zabronione w Norwegii (dlatego rozbijaliśmy kawałek od parkingów). Obok stała stara "beka" (mercedes) na polskich, a na dodatek rodzimych, śląskich tablicach. Podekscytowana czekałam na osoby, które się powinny lada chwila się obudzić. Mówiłam nawet Danielowi, że fajnie będzie pogadać z kimś po polsku, że na pewno podróżnicy jak my itp. itd. Nasz motor stał przodem do ich namiotu, tj. nie mogli wiedzieć jakiej jesteśmy narodowości, ponieważ tablica jest tylko z tyłu. Pomyślałam, że będą tym bardziej zaskoczeni, gdy powiem im po prostu "dzień dobry". Nagle w namiocie zadzwonił budzik, ktoś się poruszył i w końcu zaczęli wyłaniać się po kolei trzej muszkieterowie. Gdy już się poprzeciągli, mówię swoją kwestię i... słyszę tylko niezbyt przyjazne, rzucone mimochodem i wręcz groźne "bry". O wy! Myślę sobie, Daniel nic nie mówi. A oni? Wsiadają zaspani do samochodu, w tym co spali, odpalają "bekę" i jadą - jest za pięć dziewiąta. Jadą do pracy, zostawiając namiot (że się nie boją mandatu) i nas skonsternowanych... Sami parę lat wcześniej pracowaliśmy w Norwegii, ale na północnym-zachodzie, gdzie nie było innych Polaków, może się bali, że chcemy im odbić pracę? No tak, dwoje motocyklistów, w tym jedna kobieta, z olbrzymią chęcią pozbędzie pracy trzech mężczyzn ;)


Żeby nie było tylko o Polakach, sypiających na parkingach - w Norwegii robi tak większość narodowości europejskich, przodują Niemcy, Duńczycy, Holendrzy i sami Norwegowie. Większość z nich ma tzw. campery, czyli domy na kółkach. Wystarczy zająć miejsce parkingowe i już ma się spokojną przystań na noc. Wielokrotnie widzieliśmy jak osoby podróżujące w ten sposób w przydrożnych toaletach opróżniały swoje toalety z campera lub czerpały stamtąd wodę. Nikt nie odczuwał wstydu, wręcz przeciwnie - było miło wśród tej braci podróżującej. Na parkingu, na którym "zawiedli nas" Polacy, tej nocy spało starsze małżeństwo Norwegów - uroczy obrazek - kawa i jajecznica na śniadanie. Rozłożona mapa i plany na kolejny dzień.



Miłe uśmiechy wymieniane między sobą i kierowane do nas - dobry początek dnia. Pakowanie nie zajęło nam wiele czasu - w końcu mieliśmy już wprawę. W drogę. Pierwszy przystanek tego dnia - Risør. Gmina, którą zamieszkuje 6894 osób, przy czym stosunek mężczyzn do kobiet procentowo wynosi - uwaga, uwaga - mężczyźni 50,6%, kobiety 49,4% - czyż to nie raj?

1 komentarz:

  1. I co i co, wyhaczyłaś jakiegoś Norwega z camperem?:>::D:D Co do Polaków z 'beczki' myślę, że oni po prostu dopiero w pracy zaskoczyli, że ktoś im 'dzień dobry' w ojczystym języku powiedział, wiesz jeśli przebywają ze sobą non stop- to dla nich j.polski na tej obczyźnie to norma...:)Tak czy inaczej- chamssstFo okropne, ale trudno, grunt, że słonko świeci, a w facetach można przebierać...Dawaj dalej, już nie mogę się doczekać CD...
    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...