środa, 25 stycznia 2012

O matko!

Rzecz o samodzielnym praniu pokrowca materaca.



Szukałam informacji na ten temat i ostatecznie - bez znalezienia w sieci pomocy - postanowiłam zrobić to kilka dni temu sama. Okazało się, że wypranie pokrowca materaca z łóżka (160x200) to nie przelewki. Po fakcie stanowczo odradzam takie zabawy (doświadczenie mam tylko z materacem z Ikea).

Dlaczego o tym piszę?

Problemem jest ściągnięcie pokrowca - zameczek jest, ale jest też informacja, żeby prać go jak tapicerkę, z użyciem odpowiednich środków. Co mi tam, ie chcę wydawać pieniędzy na wzywanie specjalisty do prania tapicerek, z resztą pranie to moja fanaberia, a nie potrzeba, więc postanawiam, że wrzucę go do pralki (z niską temperaturą) i będzie ok.

Ściąganie pokrowca nastręcza kłopotów nie tylko jednej, ale także dwóm osobom. Pokrowiec idealnie pasuje do materaca, więc nie wiem, czego się spodziewałam ;)

Kolejna przeszkoda to wielkość pokrowca - ciężko wsadzić go do pralki (mamy pralkę z bębnem o średniej wielkości), gdy udało się go upchać (małżonek drogi to zrobił), pierze się w 30-40 st. C. I tu rada! Jeśli się zdecydujecie na takie rozwiązanie jak ja, podwójnie płuczcie pokrowiec, mogą zostać ślady proszku ;/ u mnie tak było.

Suszenie trwa mniej więcej dobę (wewnątrz, na suszarce, zimą), więc łóżko wyłączone z użytku na ten czas (podobnie by było przy zamówieniu specjalisty od tapicerek). A potem najgorsze...

Ubieranie materaca. Czynność ta może doprowadzić do rozwodu nawet zgodne małżeństwa. Ciężko schodziło? Wchodzić będzie jeszcze gorzej! Po ubraniu (w końcu po 30 minutach, wkurzaniu się, obtarciu sobie palców - tak, tak) czułam się jak po wycieńczającym biegu długodystansowym lub aerobiku z wrednym instruktorem.

PODSUMOWANIE:

- prać pokrowiec od materaca można, jeśli ktoś nie boi się o swoje małżeństwo ;) oraz stan zdrowia (palce)
- pomimo użycia proszku do prania, a nie specjalistycznych środków do tapicerek, nie widać zmian, odbarwień itp. trzeba jednak dwa razy płukać, aby nie zostały ślady po proszku,
- jeśli kto się nudzi, szuka rozrywki, wrażeń sportowych - tutaj jest to zapewnione.
- drugi raz bym tego nie robiła, pokrowiec się nie brudzi jakoś strasznie (zawsze jest na nim prześcieradło, a przy małym dziecku można kupić specjalną nakładkę z nylonem pod spodem, aby nic "nie przeciekało").

PS Jeśli kiedykolwiek przyjdzie mi drugi raz do głowy, aby - ot tak - wyprać sobie pokrowiec od materaca, przeczytam sobie ten post i... zajmę się czymś innym :)

PS2 Zupełnie nieblogowe ;) ale musiałam, bo temat nie jest obgadany i może takich jak ja (naiwnych, że jest to proste) jest więcej.

PS3 Może macie więcej przygód pt. "Nie rób tego sama (lub z pełną świadomością)"? Warto by ostrzegać blogowe koleżanki :D

wtorek, 24 stycznia 2012

Uhm...

Rozłożyło mnie i nie mam siły na nic. Mój nastrój wygląda tak, jak zdjęcie poniżej - monochromatyczne z odrobiną optymistycznego błękitu. Muszę przyznać, że chorowanie wiąże się z kilkoma przyjemnościami - mąż obiad ugotuje, mam czas na czytanie Waszych blogów i leżąc w środku dnia w łóżku, nie mam wyrzutów sumienia ;)

środa, 18 stycznia 2012

Kot filuje...


Wczorajszy wieczór upłynął mi pod obstrzałem czujnych oczu Bombki.

PS Dla niezorientowanych - filować, to nic innego jak (wg SJP PWN) patrzeć lub zaglądać gdzieś ukradkiem, w gwarze więziennej jest to wyglądanie za policją, a w gwarze śląskiej mówi się, że filuje np. sąsiadka zza firanki.

Miłego dnia!

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Sypialniany harem

Na ścianie sypialni zagościło kilka nowych zdjęć. Oprócz bab z końca XIX wieku (o których pisałam tutaj), pojawia się Francuzka z belle epoque i kilka pin-up girls. Rozglądam się za kolejnymi, aby kolekcja się powiększyła... 

PS Blog dostępny jest także dla młodszych, więc zdjęcia hmm... niedopowiedziane.


wtorek, 10 stycznia 2012

Vigelandsparken, czyli cudo w Oslo

Jakoś nasza obecna zima nastraja mnie, aby pooglądać letnie [sic!] zdjęcia z Norwegii ;)


Dzisiejsza pogoda jota w jotę przypominała tę, która towarzyszyła nam przez trzy dni w Oslo, w czasie naszej pierwszej, drugiej i... trzeciej wizyty w Parku Vigelanda. Dlaczego potrójnej? Bo warto tam wrócić, choćby dzień po dniu. Za każdym razem znajduje się nowy wyraz twarzy na kolejnej rzeźbie.

Nie wszyscy, którzy tam byli, podzielają mój i Daniela entuzjazm. Niektórym nie podoba się nagość rzeźb, innym ich ułożenie lub pokazanie ciała ludzkiego w etapach od życia płodowego (tak, tak - jest miejsce w parku, w którym są rzeźby dzieci w różnych pozycjach, także w ostatecznym ułożeniu główką w dół przed porodem) do chwili przed śmiercią. Inni doszukują się w nich totalitarnego uwielbienia dla człowieka, nadczłowieka... Interpretacji jest wiele, polecam zobaczyć i samemu wyrobić sobie opinię.

Z faktów:
- nazwa - Vigelandsparken (część Frognerparken),
- tworzenie - od 1907 roku (powstanie fontanny) do 1943 roku (po śmierci Vigelanda),
- twórca rzeźb - Gustav Vigeland (zaprojektował założenia architektoniczne i układ całego parku oraz wykonał rzeźby - obok parku znajduje się muzeum jego imienia, w którym można oglądać makiety rzeźby w naturalnych rozmiarach człowieka),
- 192 lub 212 rzeźb z brązu (zależnie od źródła 1. visitnorway.com, 2. wikipedia.pl) i granitu pokazujące prawie 600 postaci - nie liczyłam ;)
- centralna rzeźba - Monolit - 14-metrowa rzeźba z jednego kawałka kamienia, a której mieści się 121 ludzkich postaci,
- wszyscy pocierają rączkę jednej z najsłynniejszych rzeźb parku - Sinnataggen, czyli rozzłoszczony chłopiec (nie pytajcie, dlaczego - szukałam informacji, ale nikt nie odpowiedział mi na 100% pewnie),
- projektem Vigelanda jest wszystko - także zieleń, schody, kraty, fontanny czy lampy.

A teraz część artystyczna...




























A zdjęcia "zza kulis"?






niedziela, 8 stycznia 2012

Kolorowo...

Siedzę cały weekend i nadrabiam braki blogowe, szukam inspiracji i zdjęć domów, które mi się podobają. Wracam też do moich zdjęć.

 Wczoraj pokazałam wyszperane zdjęcia realnego wyglądu naszego domu - czekoladową elewację z białymi zdobieniami okien i drzwiami. Dziś będzie wersja wspomnieniowa i kolorowa. Zdjęcia, które prezentuję poniżej są znane większości z Was, ale pozwalam sobie w ramach tęsknoty za kolorem pokazać je jeszcze raz. Zrobiłam je w czasie wyprawy motocyklowej do Norwegii w minione wakacje. O naszych przygodach związanych z wyjazdem pisałam tutajCzyż nie jest tam cudownie? :)

PS Prawie w całej Norwegii istnieje tylko budownictwo drewniane (ile razy słyszałam od Norwegów, że im się marzy ceglany, murowany dom - że to szczyt ich marzeń [sic!]). Domy na zdjęciach wybudowane są w południowej Norwegii (Mandal, Arendal, Risor, Karlstadt).











Czekoladowo...


 Długo zastanawiałam się nad tym, czy drewniany dom lepiej wygląda w bieli czy w czerni (ciemnym brązie). Poszperałam na skandynawskich stronach - domów białych jest mnóstwo, zachwycają, ale... są białe. Dlaczego mówię "ale"? W polskich warunkach taka elewacja wymagałaby dość częstego malowania (patrząc na to, że Norwegowie średnio co kilka lat malują cały dom, a ich powietrze jest czystsze i nie ma przemysłu, my musielibyśmy jeszcze częściej). Oczywiście zanim dojdziemy do wyboru farby na elewację minie jeszcze sporo czasu i wiele wody upłynie, ale... pomarzyć można ;) I podzielić się kilkoma zdjęciami (wszystkie znalazłam w internecie).

Mój faworyt (pierwsze i drugie zdjęcie).








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...